Bez kategorii

To Człowiek

18 styczeń

Stojąc  przed nią i słuchając jej opowieści, przekazywanej, jakby nie robiła nic szczególnego, przeplatanej pytaniami o sens tej pracy, o to czy ona ma w ogóle znaczenie, nie mogłam się nie wzruszyć. Opowiadała tak, jakby nie do końca pojmowała, że to co zrobiła znaczyło dla kogoś niemalże wszystko, było jak objęcie ramion kochającej osoby w najtrudniejszym czasie. Zrobiła rzeczy wydawałoby się najprostsze, które były zarazem jak powietrze dostarczane człowiekowi w beztlenowym pomieszczeniu.

Spod zmęczonych oczu, spoglądających to na mnie, to gdzieś w przestrzeń, skupionych czasem na momentach z przeszłości, które żywo płynęły jeszcze w jej żyłach, wspominała wydarzenia z ostatnich tygodni, wydarzenia, które kosztowały ją balansowanie na krawędzi wytrzymałości fizycznej i psychicznej – wszystko powodowane chęcią pomocy drugiemu człowiekowi. Dobiegła do mety, niosąc w rękach ciężar dla wielu nie do uniesienia. Przed nią były kolejne wyzwania.

Kim jest Ania?

Anię poznałam na studiach. Polubiłam ją bardzo. Od tamtego czasu przyjaźnimy się do dziś, czyli lat już dziesięć.

Ania pracuje, ma rodzinę, mnóstwo obowiązków. Podczas naszych spotkań ”od czasu do czasu” czy rozmów telefonicznych wspomniała mi między zdaniami, że dodatkowo, od jakiegoś czasu działa aktywnie w stowarzyszeniu, którego głównym zadaniem jest umilanie dzieciom pobytu na oddziale onkologii. W tym celu organizuje różne akcje dla najmłodszych pacjentów szpitala, w większości sama uczestniczy. Pomogła wielu osobom w walce z chorobą nowotworową. Część z tych zmagań zakończyła się niestety bez happy endu, ale Ania była z tymi ludźmi, wspierała ich na różne sposoby, często później zmagając się z uczuciami, które pozostały po przegranej.

Na pytanie, dlaczego to robi, odpowiada: „Chciałam to robić od zawsze. Kiedyś powiedziałam: Boże jeśli mam tak pomagać, to daj mi okazję”. Okazja przyszła i to nie jedna.

Jedna taka historia

Chciałam jednak napisać o historii, którą Ania opowiedziała mi, gdy ostatnio, po roku niewidzenia, miałam wreszcie okazję się z nią spotkać. Po omówieniu dziesiątek tematów, późną porą, zupełnie obok zgiełku zdarzeń, zapytana o swoją stowarzyszeniową pracę, zaczęła mi opowiadać o historii, w której ostatnio przyszło jej brać udział. Na samym początku i jeszcze kilka razy podczas opowieści podkreślała: „Miałam się nie wkręcać w pojedyncze „przypadki”, miałam się nie wkręcać w pojedyncze „przypadki”… Ale jak mogłam jej nie pomóc… Nie mogłam zostawić jej samej…

Z racji swojej działalności, mając kontakt z oddziałem onkologicznym, Ania jakiś czas temu dowiedziała się, że przebywa na nim młoda, osiemnastoletnia dziewczyna chora na raka, zupełnie sama. Nikt jej nie odwiedzał, nikt nie przychodził z ciasteczkami z ulubionej cukierni, nikt nie przynosił ulubionych czasopism i nowego gadżetu, który miałby umilić jej godziny, doby, dni, tygodnie pobytu w szpitalu. Nikt nie przynosił jej wody czy ulubionego soku. Bo nie miał kto. Matka daleko od miejsca szpitalnego pobytu, bez możliwości pojawienia się na dłuższą chwilę. Ściany, szpital. Nowotwór i ona.

Wykraczając poza stowarzyszeniową działalność, w ramach człowieczeństwa po prostu, Ania zaczęła odwiedzać młodą dziewczynę. Razem z koleżanką umilały jej choć kilka godzin pobytu w szpitalu w tygodniu. Pojawiały się tam regularnie.

Codzienna sprawa

Po pracy – do szpitala. Tam rozmowy, gry, pomoc przy codziennych czynnościach, powrót do domu, bycie matką, żoną. Codzienność. W opowieści o historii, która sprawiła, że mimo zmęczenia po całym dniu pracy, słuchałam w dużym skupieniu – bolesnej, trudnej, Ania wplatała od czasu do czasu zdanie: „Jaka ona była niezwykła, cudowna, jak zawsze dziękowała. Takich ludzi już nie ma”. Tak wspominała chorą 18 – latkę. By umilić jej czas, przychodziła i rozmawiała z nią. Zorganizowała jej dostęp do Internetu. Jeździła do szpitala, by z nią być. W dzień, wieczór, kiedy trzeba było – w nocy. Po ostatnim już takim pobycie, kiedy dziewczyna znajdowała się w fatalnym stanie, gdy wróciła do domu, ze zmęczenia nie zorientowała się,  że drzwi wejściowe do domu są otwarte, wróciła więc do samochodu i w nim zasnęła.

Piękne i brzydkie cechy pomagania

Pomyślałam, że czasem pomaganie kojarzy nam się z czymś pięknym, szlachetnym i takie jest w istocie. Ale przy tym jest też trudne, czasami brzydkie, związane ze zmaganiem, stresem, walką ze zmęczeniem, bólem niemocy. Wielkie na pewno, choć czy z wielkim wyczynem kojarzy nam się siedzenie z chorym w szpitalu? Z niepozornych zdarzeń złożone, prawdziwą wielkością okryte.

Jeden człowiek wśród milionów, cały świat dla jednego człowieka

Można się zastanowić, jakie znaczenie ma pomoc jednej osobie w stosunku do potrzeb milionów ludzi na świecie… Z drugiej strony, słuchając tego, co dla chorej, totalnie samotnej dziewczyny zrobiła Ania, coraz bardziej uświadamiałam sobie, że dziesiątki godzin, które jej poświęciła były być może dla niej jak „łapanie życia w płuca”, jak jedyny powód do uśmiechu, powód dla którego nie pozostała w skrajnej rozpaczy. To znaczy więcej niż można pojąć.

Razem z koleżanką zaangażowaną w pomoc, Ania bywała u chorej kiedy tylko się dało.W „zwykłe” dni, w Wigilię, w pierwszy dzień Świąt, w drugi… w Sylwestra, Nowy Rok… kolejne dni… „Odwiedziła ją też mama. Na ten moment tak bardzo czekała. Kobieta nie mogła jednak zostać zbyt długo. Później byłyśmy my.

Garść powietrza

W rozmowach, spędzonym czasie, pomocy w przebraniu, czymkolwiek, na co już siły nie miała, Ania niosła jej garść powietrza. Była przy niej, gdy lekarze stwierdzili, że nie można jej już nawet na chwilę zostawiać samej. Przy Ani wydała ostatni oddech. „Za wszystko mi dziękowała. Już kiedy nawet nie miała sił, a na ustach znajdowała się maska tlenowa, gdy tylko coś zrobiłyśmy dla niej, podnosiła tę maskę i łapiąc ledwo oddech, mówiła: dziękuję. Myślałyśmy, że kiedy zmarła i w pokoju pozostało już tylko ciało, wróci jeszcze do nas i powie: dziękuję. Miałam nie wkręcać się w pojedyncze „przypadki”, ale nie mogłam inaczej. Ona była zupełnie sama.”

Nie mogłam inaczej

Siedziałam zdumiona, wzruszona i przejęta. Dawno nie słyszałam takiej historii. Patrzałam na Anię. Mówiła spokojnie, ale widać było, że to wszystko jeszcze w niej żyło, że odcisnęło na niej ślady. Chora dziewczyna zmarła kilka dni wcześniej. „Muszę teraz odpocząć. Czasem zastanawiam się, po co ja to wszystko robię. Można żyć spokojniej. Ale nie mogłam inaczej… Teraz muszę odpocząć, później zobaczymy” – zakończyła opowieść Ania mówiąc ni to do mnie ni to prowadząc dialog z samą sobą.

Wielkość „Małego Człowieka”

Proste, zwykłe, niezwykłe zupełnie, czynności, postawy niezwykłości niby pozbawione, dawały komuś kawałek życia. Słuchając opowieści o chorej 18 – latce i działaniu Ani, wyobrażałam sobie, co jej pomaganie mogło znaczyć dla chorej, zupełnie samej dziewczyny.

Patrzyłam z podziwem na Przyjaciółkę, skromną, nie widzącą niczego wielkiego w tym, co zrobiła, szarpiącą się momentami z sobą samą, z drugiej strony jakby do pomagania właśnie tak a nie inaczej powołaną.

Przypatrywałam się wielkości „Małego Człowieka”, który mierząc się z siłami nadludzkimi, wyciągnął dłoń w stronę drugiej osoby.

O działalności Stowarzyszenia Pomoc Za Jeden Uśmiech, w którym działa Ania można przeczytać na stronie: http://www.pomoc-usmiech.pl/

Jedna odpowiedź do “To Człowiek”

  1. Kasia Bryc pisze:

    Aga piękna , wzruszajaca , aż łzy płyną policzków niziną!!

    Mnie wiele lat temu obudził nonkonformistyczny Jurek Owsiak!! I trzyma mnie chęć niesienia pomocy od ….lat ! I zostanie ze mną na zawsze!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress