Blog

Alicja z Krainy Cudów

29 marzec

Źródło: www.calisia.pl (www.calisia.pl/articles/4916-alicja-z-krainy-cudow)

Do naszego Portalu zgłosiła się młoda kaliszanka, Zosia Koźlik, która opowiedziała nam historię o tym, co potrafi zmienić życie i sprawia, że człowiek zupełnie inaczej spogląda na świat. Błyskawiczny poród, martwe dziecko, wspaniała praca zespołu medycznego i Bóg – to wstęp do historii, która sprawia, że łza kręci się w oku.

Straszny poranek

Wszystko wydarzyło się 29 maja 2009 roku. Byłam w siódmym miesiącu ciąży. Miałam tzw. przodujące łożysko, które tego dnia, rano naderwało się. Dostałam bardzo silnego krwotoku. Mieszkałam wtedy u mojej mamy. Wezwałyśmy pogotowie. Karetka przyjechała błyskawicznie. Przeniesiono mnie do samochodu. Kierowca karetki pędził, by jak najszybciej dotrzeć do szpitala. Jak się później okazało, każda minuta miała znaczenie.

W błyskawicznym tempie

W szpitalu natychmiast skierowano mnie na salę operacyjną. Rozpoczął się bieg po szpitalu. Pamiętam, że nikt nie chodził, wszyscy biegali. Ja sama byłam w ogromnym szoku. Cały czas modliłam się na głos. Prawie krzyczałam, żeby Bóg uratował moje dziecko, bo byłam świadoma tego, że są bardzo małe szanse na to, by ono przeżyło. W momencie, gdy łożysko zaczyna się oddzielać, dziecko traci połączenie z matką, zaczyna się niedotlenienie i duży upływ krwi.

Brak tętna

Kiedy zmierzono tętno dziecka za pomocą urządzenia Dopplera, okazało się, że tętno jest niewyczuwalne. To był okropny moment, bo zwykle podczas takiej kontroli słyszałam bicie serca swojego dziecka, a teraz nie było nic słychać. W tym momencie doktor Mazurek natychmiast zlecił badanie USG. Miałam wrażenie, że to wszystko działo się w ułamkach sekund.

A jednak

USG wykazało, że jest jeszcze pojedyncza akcja serca. Lekarze wiedzieli, że dziecko będzie niedotlenione, ale mimo wszystko zdecydowali się na szybkie cięcie. Wszystko działo się pięć razy szybciej niż w podobnych scenach, które oglądałam w filmach. Pani oddziałowa zbiła sobie palec wioząc mnie na salę operacyjną. Lekarze krzyczeli do siebie. Przy mnie stał ginekolog ze skalpelem w ręce i tylko czekał na sygnał od anestezjologa, by ciąć.

Wołanie do Boga

Ja byłam w stanie tylko się modlić. Nie skupiłam się nawet na tym, co robili lekarze. Wołałam do Boga, do Jezusa. To był krzyk rozpaczy matki. Wiedziałam, że jeśli Jezus nie pomoże, to Mała nie przeżyje. Dostałam znieczulenie i zasnęłam.

Martwe dziecko

Mała urodziła się martwa. Serce nie biło. Była bardzo wykrwawiona. Urodziła się z jedną trzecią krwi. Wyglądała jak kupka siności. W skali Apgar otrzymała wskaźnik 0 na 10 możliwych.

Powrót

Lekarze nie zostawili jej w tym stanie, tylko od razu rozpoczęli reanimację, chociaż mogli stwierdzić po prostu, że się nie udało. Córka dostała zastrzyk z adrenaliny. Reanimowano ją pięć minut. Po tym czasie serce Małej zaczęło bić. Z powodu bardzo dużej utraty krwi przetoczono jej krew. Podano także specjalne płyny, by nie zapadły się żyły, w których na początku prawie nie było krwi.

Pierwsze pytanie

Kiedy obudziłam się po narkozie, natychmiast zapytałam o córeczkę. Usłyszałam tylko, że moje dziecko mocno ucierpiało. To zdanie często śniło mi się później. Nie mogłam jej zobaczyć, bo była już na oddziale Intensywnej Terapii Noworodka. Miałam okropne myśli. Nie potrafię opisać słowami tego, co wtedy czułam. Nie życzę takiego stanu nikomu. Wysłałam jedynie smsy do bliskich z prośbą, by modlili się o nasze dziecko. Razem z mężem mieliśmy olbrzymie wsparcie.

Dwa dni koszmaru

Pierwsze dwa dni były straszne. Mała leżała podłączona do wielu rurek, karmiona pozajelitowo, oddychał za nią respirator. Ja leżałam jakby w zawieszeniu czekając na jakąś pozytywną informację. Chciałam uciec od tych wszystkich okropnych uczuć. Mąż nie mógł znaleźć sobie miejsca w domu, a musiał pracować, zajmować się starszym synkiem. Pierwszego dnia przyszła do mnie pani ordynator i zasugerowała, by ochrzcić małą, bo prawdopodobnie nie przeżyje. Zrozumiałam jakie ma trudne zadanie, gdy musi przekazywać matkom tak przykrą informację. Nie patrzyła mi w oczy. Ta sama pani przyszła drugiego dnia i kolejny raz zasugerowała, by ochrzcić małą, bo już drugi dzień nie pracowały nerki Alicji, więc dalece prawdopodobnym było, że mała nie przeżyje. Jeśli nerki nie działają, organizm nie ma szans na przeżycie. Lekarze podawali jej leki stymulujące, ale narząd ten nie podejmował działania. Powiedziałam pani doktor, że jestem protestantką i zamiast szykować dziecko na śmierć, wolałabym poprosić duchownego z kościoła, by przyszedł modlić się żeby moja córka przeżyła. Lekarze wyrazili na to zgodę. Wiele osób w całej Polsce wspierało nas gorącymi modlitwami.

Bolesne oczekiwanie

Cały czas czekaliśmy. To było jak koszmarne odliczanie, czekanie za jakimś ruchem, który da nadzieję. Pod koniec drugiego dnia pojawiło się kilka kropelek moczu, nerki powolutku zaczęły pracować. Lekarze jednak ciągle przygotowywali nas na najgorsze.

Mały, silny organizm

Córka urodziła się z masą 1 kg 700 g. Szybko schudła do 1 kg 500gr. Kiedy patrzyłam na jej kolana, widziałam prześwitujące kości. Pracował za nią respirator. Przychodziłam codziennie i dowiadywałam się czy zaczęła już oddychać sama, czy coś się zmieniło. Do 5 czerwca lekarze określali stan Małej jako zagrożenie życia, ponieważ nie oddychała sama. 5 czerwca odłączono ją od respiratora. Pierwszy płacz. Zaczęło się karmienie sondą po kilka milimetrów. Dzień po dniu zwiększano dawki. Po tygodniu córeczka trafiła do inkubatora. Do domu wróciła nie jak większość noworodków po trzech dniach, lecz po dwóch miesiącach. Choć brak tlenu uszkodził niektóre organy naszej córeczki, mamy nadzieję, że jej silny organizm przezwycięży te zmiany. W końcu, jak powiedział jeden z lekarzy: ‘medycyna to nie matematyka’.

Z niedowierzaniem

Tydzień temu byłam w Poradni Oceny Rozwoju Małego Dziecka w Poznaniu, gdzie oceniono naszą córcię jako idealnego noworodka. Nie zauważono nic niepokojącego. Powiedziano mi również, że wcześniak z taką przeszłością, w tak dobrym stanie to rzadkość.

Pracowali na medal

Po historii z narodzinami mojej córki miałam kilka przemyśleń na temat pracy lekarzy kaliskiego szpitala. Wiem ile osób narzeka się na nich, mówi, że są obojętni itd., ale pierwszy raz widziałam, jak trudną pracę wykonują, jak walczyli o moje dziecko. Nie zapłaciłam nikomu żadnych pieniędzy, by tak dobrze się nami zajmowano. Wszyscy byli dość powściągliwi, oschli, ale jednocześnie zupełnie skupieni na swojej pracy, walce o życie człowieka. Widziałam jak bardzo zależy im na tym, by Mała żyła. To co zrobili, było sukcesem, a robili wszystko, co w ich mocy, by pomóc Ali. W każdej chwili byli gotowi na kolejny atak. Kiedy przy wypisie dziękowaliśmy lekarzom, skromnie odpowiadali, że to był ich obowiązek. Dla nas była to współpraca z Bogiem, dzięki której powstał kolejny cud świata!

Dlatego wraz z mężem, Piotrem Koźlikiem chcielibyśmy podziękować:

Mieczysławowi Mazurkowi, Ordynatorowi Oddziału Położniczo – Ginekologicznego za jego doświadczenie i mądre, szybkie decyzje;

Aleksandrze Połońskiej – Kiszewskiej, Ordynator Oddziału Patologii i Intensywnej Terapii Noworodka za dopilnowanie wszystkich koniecznych badań, zlecanie dodatkowych oraz cierpliwe udzielanie wszelkich informacji;

Marzenie Frasunkiewicz, neonatolog, która stoczyła zwycięską walkę o życie Alicji.

Pawłowi Podhalańskiemu, ginekologowi, za cięcie w ostatniej chwili,

lekarce Anecie Kolendzie, położnym: Beacie Pszczole, i Dorocie Musidlak, Oddziałowej Ewie Tomczyk, Rafałowi Gacowi, kierowcy karetki, wszystkim osobom zaangażowanym w ratowanie życia naszego dziecka oraz tym, którzy całym sercem nas wspierali.

Czy ta sytuacja w jakiś sposób Cię zmieniła?

Z takich sytuacji człowiek nie wychodzi już taki sam. One uczą życiowej mądrości. Przewartościowałam wiele rzeczy. Życie w dzisiejszym świecie wymaga czasem „pędu”, szybkich, brutalnych decyzji, a w takim momencie człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że nic nie ma takiej wartości jak ludzkie życie, jak życie twojego dziecka. Nie mają znaczenia pieniądze i inne rzeczy, dla których człowiek czasem tak wiele poświęca. Doceniliśmy jeszcze bardziej naszą rodzinę, przyjaciół i znajomych, którzy wytrwale wspierali nas w najtrudniejszych momentach i nadal to robią. Alicja jest dla nas wszystkich pięknym darem i znakiem, że cuda się zdarzają!

Rozmawiała: Agnieszka Kubicka

Jedna odpowiedź do “Alicja z Krainy Cudów”

  1. Cześć. Serio cieszę się, że tu trafiłem. Stało się to przypadkowo w trakcie przekopywania neta w poszukiwaniu informacji o turystyce. Super, że ktoś porusza interesującą mnie tematykę i to dodatkowo robi to w lekki sposób. Mam nadzieję, że dostęp do takich treści nie będzie blokowany lub limitowany po niedawnym podpisaniu umowy ACTA przez Polskę 🙁 P.S. Jeśli mogłabym się do czegoś przyczepić to można by jeszcze trochę popracować nad szatą graficzną. Pozdrawiam Gabrysia Piotrowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress