Blog

Świąteczny dar dla ugandyjskich sierot

16 styczeń

Wracamy do historii misjonarki z powiatu kaliskiego, Honoraty Wąsowskiej i jej męża Piotra działających na rzecz ubogich dzieci z Ugandy. Od tej zaprzyjaźnionej z nami pary otrzymaliśmy raport z ostatnich działań świątecznych w Afryce. Dzięki ofiarności wielu polskich darczyńców Honorata i Piotr mogli zorganizować w regionie Kyenjojo w Ugandzie pieć przyjęć świątecznych dla około 700 dzieci, głównie sierot.

Na świątecznych przyjęciach Honoratę i Piotra reprezentowali: Sara – wolontariuszka, Polka z Gliwic, która przebywała w Ugandzie od września do połowy grudnia oraz małżeństwo Mirka i Henry Kalume, współpracownicy Honoraty.

O świątecznej akcji opowiadają Mirka i Henry.

KIDOOMIKIDOOMI

Dnia 8 grudnia odwiedziliśmy wioskę Kidoomi, w której pani Gorret Kugonza pomaga sierotom oraz prowadzi szkołę podstawową. Dzień zapowiadał się deszczowy. Trochę się obawialiśmy, że nie ubraliśmy się właściwie na taką chłodną pogodę. Jednak zanim dotarliśmy na przyjęcie, aż niewiarygodne było, jak pogoda szybko sie zmieniła. Chmury znikły i pojawiło się słońce, które prażyło nas z każdej strony. Kiedy dotarliśmy na miejsce około południa, dzieci i ich opiekunowie już na nas czekali, aby rozpocząć przyjęcie. Było to poważne wydarzenie dla całej wioski, w szczególności dlatego, że byliśmy pierwszymi białymi osobami, które odwiedzały tę wioskę. Poza tym było to pierwsze tego typu wielkie przyjęcie swiąteczne w regionie. Gdy przyjechaliśmy, wiele dzieci przybiegło do nas, aby nas przywitać, śpiewając i tańcząc dla nas. Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze wyjść z samochodu, a dzieci już nas otoczyły z każdej strony. Cieszyliśmy się na samą myśl, co będzie potem, skoro był taki dobry początek. Dzieci były bardzo podekscytowane tym wydarzeniem i czekały z niecierpliwością na uroczysty obiad oraz prezenty. Ustawione były udekorowane namioty. Przyjecie zostało oficjalnie rozpoczęte
przez przedstawiciela lokalnej władzy (polski odpowiednik sołtysa). Poprowadzona została modlitwa na początek oraz odśpiewano hymn narodowy Ugandy, hymn królestwa Tooro oraz rozpoczęto uwielbienie Boga muzyką i śpiewami. Potem następowały przemowy różnych zaproszonych gości. Większość z lokalnych mówców wyrażało wdzięczność polskim darczyńcom za pomoc przesłaną za pośrednictwem Akiiki Honorata („akiiki” to zwrot grzecznościowy taki jak polskie „pan, pani”).
Niektóre z kobiet były zajęte w kuchni gotowaniem dla zgromadzonych ponad 200 ludzi (licząc dzieci i dorosłych). To nie jest takie proste w Ugandzie na wsiach, aby ugotować posiłek dla kilkuset osób. Gotowanie odbywa się na paleniskach zrobionych z kamieni, pomiędzy którymi jest ułożone drewno, a na kamieniach są zwykle postawione wielkie garnki. Kiedy rozpoczął sie obiad, byliśmy zaskoczeni, widząc talerze maluchów, wypełnione jedzeniem po sam czubek. Dla mnie samej to jedzenie na ich talerzu starczyłoby przynajmniej na trzy dni, a tu proszę, dzieci zajadały się, jakby nie jadły takiego jedzenia przez długi czas. Rzadko sie bywało, aby coś pozostało na talerzu. Jedzenie było obfite i różnorodne. Posiłek składał się z różnych typowych dla tego regionu dań, m.in. cierpkie banany matoke, milet, ziemniaki, gotowana wołowina, fasola, kapusta, ryz, sos z orzeszków ziemnych. Każde dziecko otrzymało także napój gazowany, marzenie ugandyjskich dzieci. Kiedy nadszedł czas obiadu, dzieci zostały obsłużone pierwsze, przed starszymi. Było to bardzo wyjątkowe, ponieważ normalnie w kulturze afrykańskiej dzieci jędzą posiłki jako ostatnie. Jednak w ten szczególnie dla nich zorganizowany dzień było odwrotnie.
Najbardziej ekscytujący moment nadszedł, gdy zaczęliśmy rozdawać prezenty. Trudno było ogarnać wszystkie dzieci naraz. Każdy chciał być pierwszy, jakby myślał, że nie starczy prezentów dla nich wszystkich. Część dzieci otrzymała ubrania: dziewczynki sukienki, chłopcy spodnie i koszulki; inni dostali buty. Wiele dzieci dostało też miski do mycia (bardzo pożądany prezent). Były też dzieci, które zostały wyróżnione i specjalnie nagrodzone za dobre wyniki w nauce. Było to ku zachęcie dla pozostałych dzieci, że warto sie uczyć. Na koniec zostaliśmy poproszeni o oficjalne pokrojenie i rozdzielenie świątecznego tortu, który stanowiło ciasto podobne do piernika, oblane lukrem. Każdy otrzymał parę okruszyn tego „tortu” na rękę. Na koniec odbyły się
przedstawienia i tańce, w których brali udział najbardziej wytrwali. Ten dzień na pewno pozostanie w pamięci dzieci i mieszkańców wioski. Radość była widoczna na wielu twarzach. Zmęczeni, ale weseli, wracaliśmy do domu, wiedząc, że jutro czeka nas też intensywny dzień.

IMG_1279

NYAKAGONGO

Następnego dnia pojechaliśmy do wioski Nyakagongo. Nigdy wcześniej tam nie byliśmy, tak więc nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak to jest daleko. Jechaliśmy tam na motorze. Droga sie dłużyła, gdy jechaliśmy przez busz. Jak dojechaliśmy na miejsce, śmialiśmy sie z Sarą, że teraz to wyglądamy jak prawdziwi Afrykanie. Twarze nasze pokryte były masą brązowego kurzu. Na szczęście Sara wzięła chusteczki higieniczne ze sobą. Zajechaliśmy na miejsce, kiedy kończono już przygotowania do przyjęcia. Ponad sto dzieci było już na miejscu, biegając i śpiewając, podczas, gdy dorośli kończyli swoją pracę. Zostały rozstawione pięknie udekorowane namioty, kobiety w kuchni gotowały, generator prądu już działał, więc słychać było muzykę chrześcijańską, a w drewnianym budynku szkoły (ufundowanym przez Polaków) kończono rozkładanie prezentów dla dzieci. Były to głównie odzież, sandały i buty.
Podobnie jak poprzednim razem, po oficjalnym rozpoczęciu przyjęcia, na którym zgromadziło się także około 200 osób, po przemówieniach sołtysa, innych gości oraz Sary, Mirki i Henrego, dzieci zaprezentowały przedstawienie. Na koniec pastor David Busobozi podzielił się Słowem Bożym skierowanym do dzieci. Po zakończeniu przemówień, uroczysty obiad składający się z mięsa i kilku dań, był już gotowy. Podobnie jak poprzedniego dnia, dzieciom jako pierwszym usługiwano z jedzeniem. Następnie rozpoczęło się rozdawanie prezentów swiątecznych. Każde dziecko wchodziło do budynku i samo wybierało sobie to, co mu sie podobało. Czasem trzeba było im pomóc coś wybrać, aby nie skończyło się na tym, że wyjdą z sukienką, która jest o dwa numery za duża. Zaskakujące było to, że część dzieci nie chciała zdjąć tych nowych ubrań. Wychodzili z uśmiechem na twarzy, zostawiając nowe ubrania na sobie. Radość gościła na ich twarzach i my sami byliśmy szczęśliwi, widząc dzieci usmiechnięte i pełne nieukrywanej radości. My Europejczycy, kiedy potrzebujemy jakąś odzież, nie czekamy na święta, by ją nabyć, tylko idziemy do sklepu i kupujemy. Tu jest inaczej, w większości przypadków to niemożliwy luksus, na który nie wszyscy mogą sobie pozwolić. Taki dzień, gdy bardzo biedne dzieci z wiosek otrzymują prezent w takiej postaci, np. odzieży i butów, to jest błogosławieństwo i niezapomniane przeżycie.

Na koniec przyjęcia pokrojono i rozdzielono tort (piernik z lukrem), po czym dzieci zaczęły tańczyć i spiewać. Nas czekała ponownie długa i niewygodna droga do domu na motorze po wielkich wybojach na drodze. Jednakże wracaliśmy szczęśliwi, że mogliśmy wziąć udział w wydarzeniu, które przyniosło radość tak wielu dzieciom w tej odległej wiosce. To przyjecie było przecież z okazji zbliżajacych się Świąt Bożego Narodzenia. Na te pamiątkę narodzin naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa i tego, że „Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (Ew. Jana 3, 16), my też jako chrześcijanie chcemy dawać, naśladując Boga, który jest najlepszym i najwspanialszym Dawcą. Chcemy dawać innym siebie samych, jak Jezus, ale też dzielić sie tym, co mamy z tymi, którzy mają od nas mniej, czy tu w Ugandzie, czy w Polsce, czy gdziekolwiek na świecie.

MBALE

W niedzielę 11 grudnia pojechaliśmy na przyjęcie organizowane przez p. Paula Busobozi, założyciela organizacji „Comforting Broken Homes” („Wspieranie rodzin dotkniętych tragedią”). Wioska Mbale jest położona daleko w buszu. Wyruszyliśmy wcześnie rano, ale dotarliśmy na miejsce dopiero około południa. Byliśmy pod wrażeniem, gdy dojechaliśmy, że wszyscy zebrani goście i dzieci, czekali na nas w kosciele, śpiewem uwielbiając Boga. Byli pełni werwy i energii. Było bardzo gorąco, a kościół nie był za duży, więc trudno było oddychać. Co nas ujęło, to że ci ludzie naprawdę uwielbiali Pana Boga z całym zaangażowaniem, aż pot był widoczny na ich twarzach. Wyrażali też wdzięczność Panu Bogu za ten wyjątkowy dzień, który był dla nich przygotowany. Po wyjściu z koscioła pewni ludzie zaczęli nam przynosić prezenty. Nie spotkaliśmy się z tym wcześniej. Przyjęcie jeszcze się nie zaczęło, a oni już dziękują nam, przynosząc nam owoce np. mango, avocado i ananasy. Ci ludzie dali nam to, co mieli, wykazując wdzięczność za to, co
Pan Bóg zrobił dla nich tego dnia, wykorzystując nas Polaków do tego celu. Potem my rozdawaliśmy dzieciom cukierki. Wiele dzieci brało po dwie sztuki tak, jakby nigdy w życiu nie próbowały cukierków. Tutaj dla tych dzieci taki zwykły cukierek to dużo, z pewnością nie poprosiłyby o to rodzica, bo wiedzą, że nie stać ich na to. Tego dnia dzieci otrzymały nie tylko cukierki, ale wiele prezentów: Biblie, buty, siatki przeciw komarom (moskitiery), zeszyty, ołówki i długopisy, wszystko w zależności o wieku i potrzeb. Wcześniej odbył się obfity i różnorodny obiad. Dzieci otrzymały wyjątkowy napój, a mianowicie jogurt pitny. Przed obiadem oczywiście rozpoczęto przyjęcie oficjalnie. Były przemowy i oprócz nas oraz innych dorosłych, głosiły przemówienia również same dzieci. Opowiadały swoje świadectwa, jak Pan Bóg działa w ich życiu i dziękowały darczyńcom za jedzenie, prezenty i zorganizowane przyjęcie. Niektóre dzieci także wtedy tańczyły i śpiewały. Następnie p. Paul powiedział krótkie kazanie do dzieci. W Mbale było naprawdę tłumnie, przyszło około 250 osób. Nie było tam namiotów, a ludzie siedzieli na trawie. Dzięki Bogu to też był piękny i słoneczny dzień, ale do domu wracaliśmy już po zmroku.

KYENJOJO

We we wtorek 13 grudnia odbyło się przyjęcie świąteczne w Kyenjojo dla dzieci będących pod opieką organizacji „Burdem Bearers”, założonej przez Davida i Annet Busobozi. Nie mieliśmy tam daleko, mogliśmy dojść pieszo. Na przyjęcie przybyli różni goście, ludzie z władz miasta i około 250 dzieci. Miejsce było bardzo ładnie przystrojone. Na namiotach były balony i wstążki. Po oficjalnym rozpoczęciu zaczęły się przemówienia, potem były przedstawienia przygotowane przez
dzieci dla dzieci. Było też wygłoszone krótkie kazanie do dzieci. Dzieci śpiewały też piosenki i tańczyły. Następnie podano świąteczny i różnorodny obiad, podobnie jak na poprzednich przyjęciach. Potem wreszcie przyszedł upragniony moment rozdawania prezentów. Na początku specjalne prezenty otrzymały dzieci, mające najlepsze wyniki w nauce. Prezenty stanowiły np. termosy i kubki. Wszystkie dzieci otrzymały buty i ubrania, które mogły same wybrać. Szczególnie potraktowano również wdowy, które dostały specjalne świąteczne zestawy żywnościowe, które stanowiły np. kilo ryżu, mąka, mydło. W przypadku tego przyjęcia niezwykle było to, że na koniec dzieci zaczęły śpiewać i krzyczeć: „Panie Boże, błogosław Polskę”. To było bardzo wzruszające. Dzieci też modliły się za Polaków i za nasz kraj. Były bardzo wdzięczne za to, co my jako Polacy zrobiliśmy dla nich, aby im pomóc i natchnąć nadzieją.

KAIHURA

Ostatnie przyjecie odbyło się 16 grudnia przy domu dziecka Home Again w Kaihurze. Było to połączone przyjęcie dla dzieci z dwóch domów dziecka. Dzieci z Kasiiny zostały przywiezione do Home Again w Kaihurze busem. Na przyjęcie przyszła Faith Kunihira, dyrektorka i założycielka Bringing Hope To The Family. Mimo, iż bylam tego dnia chora, nie miałam zamiaru opuścić przyjęcia. Z gorączką i zapaleniem gardła dołączyłam do gości. W czasie pozostałych przyjęć Sara była chora. Jednakże także dzielnie brała udział we wszystkich aktywnościach. Poprzedniego dnia dzieci z domu dziecka z Kasiiny zostały zabrane na swiąteczne zakupy, gdzie każdy mógł sobie sam wybrać jakąś nową odzież. Były bardzo szczęśliwe z tego powodu, bo w Ugandzie dzieci rzadko mają możliwość sami sobie wybrać odzież. Dzieci z domu dziecka Home Again miały być zabrane na swiąteczne zakupy odzieży jakiś czas później. Oczywiście dla dzieci z tych dwóch domów dziecka (ok. 130 dzieci) prezenty również ufundowali Polacy. Rozpoczęliśmy przyjęcie śpiewem. Dzieci śpiewały radosne pieśni, dziekując Panu Bogu za to, co zrobił dla nich tego dnia. Następnie była wspólna modlitwa i uroczysty obiad, składający sie z kilku dań. Kiedy przyszedł czas na posiłek, każdy zaraz ustawiał sie w kolejce, a wszystkich zebranych było około 150 osób. Tego dnia było prawdziwe święto. Niektóre dzieci być może po raz pierwszy w życiu jadły kurczaka. Tu najtańsze mięso to jest wołowina. Rzadko wiec kupuje się kurczaka, szczególnie w domach dziecka i w biednych rodzinach. Po obiedzie najmłodsze dzieci (kilkuletnie) poprowadziły śpiewanie pieśni, a następnie starsze dzieci wygłosiły przemowy, dziękując polskim darczyńcom za pomoc im ofiarowaną i za zorganizowanie przyjęcia. Starsze dzieci dzieliły się też świadectwem działania
Pana Boga w ich życiu i dziękowały Polakom za ten wyjątkowy dzień, specjalnie dla nich przygotowany. Na koniec była wspólna modlitwa. Niektóre dzieci były bardzo poruszone tą modlitwą i miały łzy w oczach. Po wszystkim już w mroku nocy dzieci z Kasiiny zostały odwiezione do ich domu dziecka, a my udaliśmy się na spoczynek, także dziękując Bogu za wszystko. Jesteśmy bardzo wdzięczni polskim darczyńcom, którzy przekazali pieniądze na prezenty dla dzieci w Ugandzie. My byliśmy świadkami ich radości i wdzięczności, ale także modlitwy za Polskę i Polaków. To wspaniale, że jako Polacy możemy błogosławić biednych z krajów rozwijających się. Pan Bóg pobłogosławił nam, mamy co jeść, mamy dach nad głową, mamy odzież. Mamy wiele powodów, aby Bogu dziękować za nasze bezpieczne życie w Polsce.

Więcej informacji na stronie:
www.uganda.info.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress